wtorek, 28 lutego 2017

White Flower's naturalny peeling solno-błotny z Morza Martwego

Zima powoli się kończy, czas na wiosenne porządki i wcale nie mam na myśli tych domowych, ale urodowe... Po zimie warto pomyśleć o odświeżeniu skóry całego ciała. Można tego dokonać w łatwy sposób - zdzierając martwy naskórek, za pomocą peelingu. Peelingi mają wiele zalet: przyczyniają się do ujędrniania skóry, usuwają martwe komórki, poprawiają krążenie, ułatwiają przenikanie substancji aktywnych w głąb skóry. Dzisiaj mam dla was propozycję naturalnego peelingu solno błotnego od White Flower's.



Od producenta


Peeling solno-błotny z Morza Martwego dogłębnie usuwa martwy naskórek, jednocześnie poprawia krążenie i stymuluje skórą przemianę materii. Wspomaga wytwarzanie tzw. płaszcza solnego, który przez działanie osmotyczne sprzyja nawilżeniu skóry, ułatwiając jednocześnie wchłanianie całego bogactwa minerałów Morza Martwego. Peeling ten to doskonały element kuracji antycellulitowej. Olej kokosowy dzięki dużej zawartości antyoksydantów spowalnia starzenie skóry i opóźnia powstawanie zmarszczek, efekt ten jest wzmocniony dodatkiem oleju z pestek winogron, który znany jest z wysokiej zawartości witaminy E – „witaminy młodości” oraz oleju arganowego. Efektem stosowania peelingu solno-błotnego będzie jedwabiście gładka i odżywiona skóra, a jej niedoskonałości zredukowane. Egzotyczna nuta zapachowa olejków eterycznych – pomarańczy i goździka sprawiają, że cały zabieg stanie się odprężający i relaksujący.

Skład: Maris Sal, Sodium Chloride, Maris Limus, Maris Aqua, Cocos Nucifera (Coconuit) Oil, Vitis Vinifera Seed Oil, Argania Spinosa Kernel Oil, Cocamidopropyl Betaine, Glycerin, Tocopheryl Acetate, Benzyl Alcohol, Benzoic Acid, Citrus Sinensis, Syzygium Aromaticum, Eugenol, D-Limonene, Linalol.

Stosowanie: Peeling nakładać na mokrą, umytą skórę, masując kolistymi ruchami, a następnie spłukać wodą. Delikatną powłokę olejową, jaka pozostanie na ciele po zabiegu pozostawić do wchłonięcia. Stosować 1-2 razy na tydzień. 

Cena: 13,99 zł / 300 g 



Moja opinia

Peeling White Flower's należy do grupy solidnych gruboziarnistych zdzieraków. Jest on dosyć specyficzny. Jego konsystencja przypomina błoto ze żwirem i olejami. Jest trochę mało zwarta, przez co ciężko się go stosuje, bo część produktu ucieka między palcami i ze skóry ciała. Używając go można się poczuć jak na wakacjach. 

Ogromnym plusem tego peelingu jest naturalny skład z chemią ograniczoną do minimum. Sól morska, wyciąg z mułu, woda morska, oleje: kokosowy, z pestek winogron, arganowy - to składniki, które bardzo kuszą, a jest ich procentowo naprawdę sporo w tym peelingu.

Zapach nie jest urzekający. Moim zdaniem typowo błotny z wyczuwalnym olejem arganowym. Mi osobiście nie przypadł do gustu. Jestem zwolenniczką słodko-owocowych nut zapachowych.

Do opakowań nigdy się nie czepiam. To jest proste, klasyczne, jednak przestrzegam przed przechowywaniem peelingu w pozycji pionowej, ponieważ oleje potrafią się wysączyć.

Cena bardzo przystępna jak na naturalny kosmetyk. W promocji za 10 zł z groszami w Rossmannie. Peeling niestety nie jest wydajny. Całkiem sporo się go zużywa za jednym razem, a część nam ucieka ze skóry i z dłoni, przez co peeling dosyć szybko się kończy.

Działanie ogólnie na plus. Peeling spełnia swoją rolę w stu procentach. Skóra jest odświeżona, złuszczona, nawilżona, wygładzona. Obietnice producenta są spełnione.




Podsumowanie


Polecam ten peeling wielbicielkom naturalnych kosmetyków oraz fankom dobrych zdzieraków. Ja nie żałuję jego zakupu mimo, iż jest dosyć niewydajny i słabo pachnie. Przekonało mnie do niego skuteczne działanie i świetny skład. Same zdecydujcie czy warto...




 

niedziela, 19 lutego 2017

Najtańsze eyelinery | hit czy kit?

Jako, że nie mam tendencji do wydawania fortuny na kosmetyki, to często wyszukuję i sprawdzam produkty z niższych półek cenowych. W pewne rodzaje kosmetyków, typu: podkład, cienie do powiek, może faktycznie warto inwestować, ale są takie, których moim zdaniem zakup nie powinien być bolesny dla portfela. I do tego drugiego rodzaju zaliczyłabym np. tusze do rzęs albo właśnie eyelinery, o których dzisiejszy wpis. Ostatnimi czasy, przetestowałam takie marki jak: Wibo, Lovely, My Sectret oraz Celia. Wszystkie z nich kosztują mniej niż 10 zł. Jak się sprawdzają, dowiecie się niżej.


Eye-liner i Eyeliner - Electric Blue Wibo

  • o zwiększonej trwałości i intensywności koloru
  • nadaje mocniejszy akcent przy makijażu oczu
  • HIT wśród naszych klientek!
Nowa formuła long lasting, wyjątkowo głęboki odcień czerni. Szybko wysycha i łatwo się aplikuje dzięki specjalnemu pędzelkowi. Nawet niewprawną ręką wykonasz perfekcyjny makijaż oka na górnej i dolnej powiece, tuż przy linii rzęs.
Cena: 8,99 zł 


Kobaltowy eyeliner
  • udoskonalona formuła long-lasting color
  • kolor tylko dla odważnych!
  • intensywny i wyraźny kolor
Electric Blue jest propozycją dla odważnych osób ceniących intensywny makijaż oka. Intenswyny kobaltowy kolor przyciąga uwagę i efektownie stylizuje oko.
Cena: 8,29 zł

Z Wibo czarnych eyelinerów zużyłam już kilka sztuk, a jakiś czas temu z ciekawości również sięgnęłam po niebieski. Czarne matowe są na moje potrzeby praktycznie idealne. Nie kruszą się, nie rozmazują mają intensywną barwę, trwałością może nie grzeszą, ale te 8 godzin wytrzymują, a mi więcej na co dzień nie potrzeba. Pędzelek jest bardzo precyzyjny. Eyeliner jest wydajny, wystarcza na bardzo długo. A jeśli lubicie wodoodporne, to również na półce Wibo je znajdziecie. Co do niebieskiego eyelinera już można polemizować w kwestii oceny. Niby większość cech jak w przypadku czarnego, ale jest jedna różnica, która troszkę go skreśla, a mianowicie pigmentacja. Niestety jest dosyć wodnisty i trzeba 2/3 warstwy, aby kolor był pełny. A jeśli chodzi o sam kolor, to jest bardzo ładny, określiłabym go jako kobaltowy. Dla mnie ta wada go nie przekreśla do końca. Czasem lubię się z nim trochę pobawić i dodać koloru spojrzeniu.

Wibo ma również w zanadrzu inne eyelinery: czarny wodoodporny, głęboko czarny,  w mazaku.



Eyeliner matowy Lovely


Matowy eyeliner dostępny w 4 kolorach. Daje zupełnie matowe wykończenie na oku, a lekko roztarty idealnie pasuje do przydymionego makijażu. Aplikatorem w pędzelku można narysować równą, idealnie matową kreskę. Eyeliner matte jest bardzo trwały i wydajny.
Cena: 7,99zł
Jeśli chodzi o eyelinery Lovely to są one praktycznie takie same jak te z Wibo. Moim zdaniem różnią się one tylko i wyłącznie opakowaniem i ceną. Nic dodać nic ująć. Kiedy to zauważyłam, porzuciłam Wibo i zaprzyjaźniłam się z Lovely. I tym sposobem już też ładnych kilka opakowań zużyłam, jak w przypadku Wibo.



My Secret Glam Specialist Eyeliner


Daj się zauważyć!
GLAM SPECIALIST to wyjątkowy specjalista od niepowtarzalnego makijażu!
Cienki pędzelek umożliwia łatwą aplikacji.
Nie rozmazuje się. Efekt widoczny przez cały dzień.

Cena: 9,99 zł

W tym przypadku tani eyeliner okazał się totalnym bublem. Niestety najgorszą jego zmorą jest pędzelek, który jest totalnie nieprecyzyjny i za gruby, dodatkowo również coś jest nie tak z konsystencją, wydaje mi się, że jest zbyt gęsta. Krótko mówiąc, nie da się nim namalować ładnej kreski, kilka razy na początku się trochę z nim męczyłam i próbowałam coś nim wyrzeźbić, ale z efektu nigdy nie byłam zadowolona, przez co poszedł w odstawkę, a po utrwaleniu go na zdjęciach - do kosza. Na temat jego trwałości się nie wypowiem, bo nie byłam w stanie jej sprawdzić do końca. Kolor intensywny, ale cóż... Podsumowując - kit - nie polecam.


Celia Style Eyeliner


Precyzyjna linia oka
Czarna kreska na górnej powiece to idealne wykończenie każdego makijażu. Optycznie powiększa oko, koryguje jego kształt i zagęszcza rzęsy.
Eyelinery Celia to czarny wodoodporny tusz wzbogacony bezpiecznymi dla oczu składnikami o działaniu łagodzącym podrażnienia i nawilżającym.

Eyeliner Celia posiada łatwy w użyciu pędzelek, który umożliwia namalowanie cienkiej kreski u nasady rzęs.
Cena: 6 zł (tutaj oferty online)

Eyeliner z Celii to mój pierwszy kosmetyk z tej firmy. Nigdy nie byłam jakoś zainteresowana tą marką, ale trafiłam na niego przez przypadek, kiedy poszłam do drogerii Laboo i poprosiłam o najtańszy z możliwych eyelinerów. I chyba faktycznie jest on najtańszym drogeryjnym eyelinerem, bo kosztuje zaledwie 6 zł. Cena jest śmieszna, a o dziwo jakoś bardzo dobra, bo stał się moim nowym ulubieńcem. Nie mam do niego żadnych uwag. Spełnia moje wymagania w 100%-ach. Pędzelek jest bardzo cieniutki, przez co precyzyjny. Eyeliner bardzo trwały, nie kruszy się, nie rozmazuje, czerń intensywna, matowa. Ponadto Celia ma najładniejsze opakowanie. Ja jestem bardzo zadowolona i będę do niego bardzo często wracać. Celia oferuje nam również eyeliner z aplikatorem w postaci gąbeczki (lateksowym mazakiem), jeśli nie jesteście fankami pędzelków.




Podsumowanie


Dla mnie kreska na powiece to nieodłączny element makijażu, przez co nie wyobrażam sobie życia bez eyelinera. Zużywam ich całkiem sporo w skali roku... na szczęście bez większego uszczerbku dla mojego portfela. ;) Jak się okazuje tanich eyelinerów jest całkiem sporo w drogeriach. Wśród nich można natrafić na zadowalające okazy, ale również na buble.
Na chwilę obecną mogę Wam polecić eyelinery z Wibo, Lovely i Celii. A eyeliner z MySecret to totalny kit, więc odradzam. Na tym dzisiaj kończę, a w przyszłości zapewne będę szukać innych ciekawych tanich perełek. Pozdrawiam!




niedziela, 5 lutego 2017

INCI bez tajemnic ⎸ Fakty i mity ⎸ Bezpieczeństwo kosmetyków

INCI to angielski skrót od : International Nomenclature of Cosmetic Ingredients. Pod tą nazwą kryje się system mający na celu ujednolicenie nazewnictwa składników kosmetycznych stosowanych do ich produkcji. Woda, emolienty, konserwanty, substancje powierzchniowo czynne, kompozycje zapachowe i środki konsystencjotwórcze, to tylko niektóre ze składników stosowanych w kosmetykach. Skład kosmetyków to tak naprawdę temat rzeka, ale uważam, że warto się w niego zagłębić. Co prawda od różnorodności zdań na temat składników, których powinniśmy unikać, albo które powinniśmy wybierać można dostać zawrotu głowy, ale uważam że warto wypracować swoje osobiste zdanie na ten temat. Warto też znać podstawy o tajemniczym INCI i co się w nim kryje. Dzisiaj wpis właśnie na temat składu kosmetyków oraz ich bezpieczeństwie. Zachęcam do lektury.






Co znajdziemy w składzie?


Pierwszą grupą surowców, których ilość w formulacji jest największa, są składniki bazy kosmetycznej. Mogą stanowić nawet ponad 90% składu. W zależności od rodzaju kosmetyku, jego formy i przeznaczenia może być to: woda, alkohol lub surowiec tłuszczowy. Najczęściej na początku składu pojawia się woda. Kolejnym często stosowanym rozpuszczalnikiem jest alkohol, zazwyczaj jest to etanol i izopropanol. Ostatnia grupa surowców podstawowych to różnego rodzaju surowce tłuszczowe: oleje, tłuszcze i ich pochodne. Baza kosmetyczna jest niezwykle ważna i to ona w dużym stopniu determinuje szybkość wnikania składników aktywnych do skóry.

Kolejną grupę stanowią substancje pomocnicze, które pomagają najczęściej w łączeniu ze sobą wody i surowców tłuszczowych w trwały sposób, tak aby dodatkowo osiągnąć odpowiednią konsystencję i stabilność kosmetyku. Mowa tu o emulgatorach, które łączą fazę wodną i olejową w emulsję. Struktura emulgatorów wpływa na ich właściwości i oddziaływanie na skórę. Popularne emulgatory to m.in. Isosteareth-10, Lecithin, Glyceryl Laurate, Cocamide MEA, PEG-20 Methyl Glucose Sesquistearate, Polysorbate 80, Ceteareth-20 i wiele innych. Jeśli chodzi o preparaty do mycia bardzo popularnym emulgatorem jest SLES (Sodium Laureth Sulfate), który złą sławę zyskuje przez swój potencjał drażniący.
Często jako zamiennik stosuje się jego pochodne np. pochodną magnezową (Magnesium Laureth Sulfate). Aby złagodzić potencjał drażniący SLES dodaje się do kosmetyku pomocnicze np. Cocamidopropyl Betaine lub inne substancje łagodzące podrażnienia i renatłuszczające skórę.

Kolejną grupą, zazwyczaj najważniejszą dla konsumentów, są składniki aktywne, czyli to, co wyróżnia kosmetyk. Możemy je spotkać w kosmetyku  w stężeniu maksymalnie kilku procent. Jak sama nazwa wskazuje są to substancje, które w aktywny sposób oddziałują na naszą skórę i polepszają jej kondycję.
Składniki czynne działają na powierzchni skóry (w obszarze warstwy rogowej naskórka) i włosów lub docierają do głębszych warstw skóry. Substancje aktywne stosowane w kosmetykach są to m.in. substancje czynne pochodzenia roślinnego, aktywne peptydy, substancje hamujące działanie wolnych rodników, substancje o działaniu przeciwbakteryjnym, łagodzącym, przeciwzapalnym, złuszczającym itp. Niektóre substancje aktywne mogą wykazywać działanie wielokierunkowe, jak np. witaminy A, E i C, alfahydroksykwasy.

Składnikami, które zazwyczaj znajdują się na końcu składu są konserwanty, składniki zapachowe i barwniki. Konserwanty zabezpieczają kosmetyk przed rozwojem wirusów, bakterii oraz grzybów.  Mówiąc wprost, gdyby Twój krem w słoiku nie zawierał żadnych konserwantów, a Ty codziennie wkładałbyś do niego palce po kilku dniach krem stałby się bombą biologiczną, pełną bakterii i grzybów, także tych chorobotwórczych, jak gronkowiec złocisty czy pałeczki ropy błękitnej. Przykładowe konserwanty to np. Imidazolidinyl urea, Ethylparaben, Methylparaben, Iodopropynyl Butylcarbamate, Methylisothiazolinone. Są to bardzo ważne składniki kosmetyku, choć ich stężenie jest niewielkie, zazwyczaj poniżej 1%.

Źródłem pięknego zapachu kosmetyku mogą być substancje otrzymywane syntetycznie lub kompozycje zapachowe stworzone z naturalnych olejków eterycznych. Składniki zapachowe mogą często być źródłem alergii kontaktowej. Szacuje się, że niektóre składniki zapachów mogą uczulać ok 1-3% Europejczyków.

Barwniki to dodatki nadające kolor kosmetykowi i/lub barwiące skórę, włosy, paznokcie. Bardzo często ich nazwa INCI składa się ze skrótu CI (ang. Colour Index), po którym następuje szereg cyfr np. CI 32170.

Kolejność ma znaczenie


Kolejność składników w INCI nie jest przypadkowa. Na początku składu zawsze znajdują się substancje, których jest w kosmetyku najwięcej. I tak kolejno wymieniane są surowce wraz z malejącym stężeniem, aż dochodzimy do stężeń wynoszących 1% i mniej. Składniki, których zawartość w kosmetyku jest mniejsza niż 1% są wymieniane na końcu.  Dla tak  niskich stężeń kolejność może być już dowolna, według uznania producenta. Zazwyczaj substancje aktywne i inne wartościowe składniki, których stężenie  jest mniejsze niż 1% są wymieniane wcześniej w składzie, co może sugerować ich większą ilość, choć wcale nie musi tak być. Jest to jeden z typowych chwytów marketingowych wykorzystywany przez firmy kosmetyczne. 


Ocena bezpieczeństwa


Każdy kosmetyk przed pojawieniem się na półkach sklepowych przechodzi przez szereg testów i indywidualną ocenę bezpieczeństwa, przeprowadzoną przez wykwalifikowanych ekspertów.
Nad bezpieczeństwem składników kosmetyków czuwa Komisja Europejska oraz organ doradczy – Komitet Naukowy ds. Bezpieczeństwa Konsumentów (Scientific Committee on Consumer Safety – SCCS). SCCS to zespół ekspertów złożony z niezależnych toksykologów z instytucji naukowych i organów administracji. Komitet ocenia bezpieczeństwo wszystkich składników, co do których istnieją wątpliwości.

Ocena bezpieczeństwa kosmetyku składa się z szeregu dość skomplikowanych czynności:
  1. Ocena zgodności składu produktu z przepisami prawa,
  2. Ocena toksykologiczna składników kosmetyku,
  3. Ocena ekspozycji lub inaczej ocena narażenia,
  4. Ocena ryzyka dla składników kosmetyku,
  5. Ocena wyników badań gotowego kosmetyku,
  6. Ocena przypadków niepożądanego działania,
  7. Przygotowanie raportu z oceny bezpieczeństwa kosmetyku.

Kosmetyk stosowany według zaleceń producenta jest bezpieczny dla konsumentów i nie może przekraczać dopuszczalnych stężeń substancji, które reguluje Komisja Europejska.

Fakty i mity


Prawo Unii Europejskiej wymaga szczegółowej oceny bezpieczeństwa produktów kosmetycznych i wszystkich składników przed wprowadzeniem produktu do obrotu. Mimo to, w internecie i innych mediach, często pojawiają się informacje o rzekomej szkodliwości składników kosmetyków i samych produktów kosmetycznych. Powszechne są opinie, że składniki kosmetyków zaburzają gospodarkę hormonalną, wywołują alergie i podrażnienia, odkładają się w organizmie czy wręcz powodują choroby.
Poniżej lista składników, które najczęściej budzą wątpliwości  lub wokół których narosło najwięcej mitów.

  • Parabeny
  • Parafiny i oleje mineralne
  • SLS i SLES
  • Glikol propylenowy
  • PEG-i
  • Aluminium
  • Silikony
  • Talk
1. Parabeny to konserwanty – w kosmetykach hamują rozwój drobnoustrojów pochodzących między innymi z naszej skóry czy z powietrza. Zabezpieczają kosmetyk przed rozwojem mikroorganizmów – również tych chorobotwórczych, jak gronkowiec złocisty (Staphylococcus aureus), czy pałeczki ropy błękitnej (Pseudomonas aeruginosa). Niektóre parabeny występują w naturze! Na przykład metyloparaben występuje w borówce amerykańskiej. Parabeny występują naturalnie również w sokach owocowych i winie, a także w soi, wiśniach, marchewkach, ogórkach i jagodach.
Są to jedne z najlepiej przebadanych pod względem bezpieczeństwa konserwantów. Są bardzo dobrze tolerowane przez skórę, a procent osób, u których wywołują reakcje alergiczne jest bardzo niski.


2. W internecie można znaleźć wiele nieprawdziwych informacji nt. niebezpieczeństwa parafin, m.in. że są związkami toksycznymi, że po aplikacji na skórze powodują „zatykanie porów, uniemożliwiają skórze oddychanie, co prowadzi do kumulowania się toksyn w organizmie”. Sugerują również, że w wyniku regularnego stosowania kosmetyków na skórę może dochodzić do kumulowania się parafin w organizmie człowieka, zwłaszcza w wątrobie, nerkach i węzłach chłonnych, co z kolei może prowadzić do chorób przewlekłych. Wszystkie te stwierdzenia są nieprawdziwe. Stosowane w kosmetykach parafiny, jak wazelina czy olej parafinowy to związki o bardzo wysokim poziomie bezpieczeństwa.
 po aplikacji na skórę działają wyłącznie powierzchniowo. Nie wnikają do warstwy rogowej, ani do żywych warstw naskórka i skóry. Tym samym nie mogą wywoływać reakcji alergicznych ani podrażnień, nie mogą również kumulować się w organizmie. Jednocześnie tworząc film na powierzchni skóry, natłuszczają ją i silnie nawilżają.
Niekorzystnym aspektem stosowania parafin może być fakt, że nie nadają się do każdego typu cery. Dotyczy to zwłaszcza cer młodzieńczych, tłustych i łojotokowych. W przypadku cer problemowych ze skłonnością do nadmiernego wydzielania sebum parafiny mogą mieć działanie komedogenne (tj. mogą sprzyjać powstawaniu zaskórników).

3. SLS (Sodium Lauryl Sulfate) i SLES (Sodium Laureth Sulfate) to tzw. substancje powierzchniowo czynne, o właściwościach myjących, pianotwórczych i emulgujących. Ułatwiają mieszanie się wody z substancjami tłuszczowymi i brudem. 
SLS i SLES to sole siarczanów alkoholi tłuszczowych. W kosmetykach stosowanych jest wiele substancji z tej grupy, np. Ammonium Lauryl Sulfate, Sodium Myreth Sulfate, Magnesium Lauryl Sulfate, Sodium Cetearyl Sulfate, TEA Lauryl Sulfate.
Sodium Lauryl Sulfate i Sodium Laureth Sulfate stosowane są przede wszystkim w kosmetykach spłukiwanych, które pozostają na skórze przez krótki czas - żelach pod prysznic, szamponach, kosmetykach do kąpieli, farbach do włosów, preparatach do golenia i pastach do zębów. Sodium Lauryl Sulfate jest obecnie rzadko stosowany w kosmetykach.
Bezpieczeństwo stosowania SLS i SLES w kosmetykach nigdy nie budziło wątpliwości ani Komisji Europejskiej ani instytucji ds. ochrony zdrowia, w tym Komitetu Naukowego ds. Bezpieczeństwa Konsumentów. Składniki te są nietoksyczne.
Faktem jest jednak, że Sodium Lauryl Sulfate  ma działanie drażniące skórę i oczy. Jednak efekt drażnienia występuje w przypadku stosowania roztworu czystego SLS (bez obecności innych substancji) w wysokich stężeniach i przy długotrwałym kontakcie ze skórą.
Na wielu stronach internetowych, można znaleźć informację, że Sodium Lauryl Sulfate (SLS) i Sodium Laureth Sulfate (SLES) są rakotwórcze. Ta nieprawdziwa informacja jest przykładem „mitu kosmetycznego”.

4. Glikol propylenowy jest jednym z najpopularniejszych składników kosmetyków. Stosowany jest jako rozpuszczalnik np. ekstraktów roślinnych, dodatkowo wykazuje działanie nawilżające skórę, a także wspomagające działanie konserwujące kosmetyku poprzez obniżenie aktywności wody.
Ponadto, wykazuje również zdolność przenikania przez warstwę rogową naskórka, dzięki czemu pełni rolę promotora przenikania i ułatwia transport innych substancji (np. składników aktywnych) w głąb skóry.
Glikol propylenowy jest składnikiem dozwolonym do stosowania w żywności (E 1520). Stosowany jest w wielu produktach spożywczych, takich jak: piwo, wypieki pakowane, lody, margaryny, kawa, orzechy.
Właściwości glikolu propylenowego zostały bardzo dobrze zbadane, poznane i opisane. Glikol propylenowy jest związkiem o niskiej toksyczności, bardzo dobrze tolerowanym przez skórę i oczy. Co ważne, nie powoduje podrażnień, jak również nie wykazuje właściwości uczulających. Jest substancją bezpieczną nawet w stężeniu 50% w gotowym preparacie.
Glikol propylenowy nie jest składnikiem rakotwórczym, mutagennym, ani reprotoksycznym - a wszystkie te właściwości glikolu były przedmiotem wielu badań. W internecie na wielu forach dyskusyjnych, blogach i stronach można znaleźć informację, że glikol propylenowy wykazuje działanie rakotwórcze. Wszystkie informacje o rzekomej rakotwórczości glikolu propylenowego są nieprawdziwe.

5. PEG to skrót od glikolu polietylenowego. Wszystkie składniki należące do grupy PEG-ów stosowane w kosmetykach są bezpieczne dla konsumentów. Są to substancje o dobrze poznanym profilu toksykologicznym. Są nietoksyczne, nie wykazują działania mutagennego czy genotoskyczego. Mają też dobre właściwości dermatologiczne - nie działają drażniąco i uczulająco na skórę, Nie ma żadnych dowodów na to, że PEG-i są odpowiedzialne za wywoływanie stanu zapalnego skóry, lub inne niekorzystne reakcje skórne. W wielu nierzetelnych źródłach można znaleźć informacje o potencjalnym działaniu rakotwórczym PEG-ów. Informacje te są oparte na błędnym rozumowaniu. Prawdopodobną przyczyną powstania mitu dotyczącego szkodliwości PEG-ów jest to, że PEG-i mogą być zanieczyszczone związkiem 1,4-dioksanem, który wykazuje działanie rakotwórcze.

6. Glin (potocznie nazywany aluminium) jest jednym z trzech najpowszechniej występujących pierwiastków w skorupie ziemskiej.Najczęściej stosowanymi związkami glinu są chlorowodorotlenek glinu  (Aluminium Chlorohydrate), oraz seskwichlorowodorotlenek glinu (Aluminium sesquichlorohydrate) nieco rzadziej stosuje się chlorek glinu (Aluminium chloride). Związki glinu stosowane się w antyperspirantach w celu ograniczenia wydzielania potu. Po aplikacji antyperspirantu na skórę następuje polimeryzacja związków glinu pod wpływem fizjologicznego pH. Tworzy się wtedy rodzaj żelu, który powierzchniowo uszczelnia ujścia gruczołów potowych.
Obszerne dane toksykologiczne nie wskazują na ryzyko wystąpienia szkodliwych skutków po stosowaniu kosmetyków zawierających glin. Glin wykazuje słabą zdolność do przenikania przeznaskórkowego. Ilość glinu absorbowana przez skórę z antyperspirantu jest znacznie mniejsza od średniej ekspozycji na ten pierwiastek z pożywienia i wody.
Niektóre związki glinu mogą działać drażniąco na skórę lub wywoływać reakcje alergiczne, jednak bardzo rzadko takie działanie jest spowodowane regularnym stosowaniem antyperspirantów.
W internecie i innych mediach znajduje się szereg informacji o rzekomym powiązaniu związków glinu i antyperspirantów z rakiem piersi. Dr Mirick - epidemiolog w 2002 roku opublikowała wyniki badań epidemiologicznych dotyczących możliwego związku przyczynowego pomiędzy stosowaniem antyperspirantów, a występowaniem raka piersi. Badania zostały przeprowadzone na grupie kilkuset kobiet. Przedstawione wyniki wykluczyły całkowicie taką zależność. Również inne organizacje potwierdzają, że nie istnieje biologiczny mechanizm, który mógłby tłumaczyć powstawanie raka na skutek nadużywania dezodorantów i wskazują, że powszechnie znanymi czynnikami, które zwiększają to ryzyko są np. alkohol, papierosy i otyłość. 

7. Silikony to kolejna grupa składników kosmetyków budząca obawy wśród konsumentów i wymieniana przez nierzetelne źródła na „czarnych listach niebezpiecznych składników”. Silikonom przypisuje się m.in.: tworzenie nieprzepuszczalnej bariery na powierzchni włosów i skóry oraz wpływ na powstawanie stanów zapalnych i reakcji alergicznych. Te informacje nie mają jednak poparcia naukowego.
Silikony stosowane w kosmetykach są bezpieczne dla zdrowia nawet w wysokich stężeniach (<90%). Nie wykazują właściwości drażniących ani alergizujących. Bezpieczeństwo ich stosowania zostało potwierdzone przez Komitet ds. Bezpieczeństwa Konsumentów.

8. Talk to uwodniony krzemian magnezu, miękki minerał występujący w naturze. Stosowany jest w wielu różnych produktach, w żywności, lekach, kosmetykach i w zastosowaniach przemysłowych.
Talk kosmetyczny jest bezpiecznie stosowany od kilkuset lat. Dostępny jest obszerny materiał naukowy dowodzący bezpieczeństwa talku. Talk nie ma działania mutagennego i nie działa szkodliwie na rozrodczość. Nie wnika w skórę, ani w struktury biologiczne, nie kumuluje się w organizmie.
Od 2010 roku w USA pojawiło się kilka publikacji o możliwym związku pomiędzy stosowaniem talku, a ryzykiem wystąpienia raka narządów rozrodczych u kobiet. Co istotne, sami autorzy nie wykazali jednoznacznie takiego związku, a wiarygodność badań była poddawana w wątpliwości, jednak publikacje wywołały falę obaw.
Póki co żadne wiarygodne raporty, analizy i badania nie potwierdziły dotychczas zależności pomiędzy stosowaniem talku i występowaniem raka lub jakichkolwiek innych szkodliwych działań.
Oczywiście możliwe działanie rakotwórcze talku jest stale monitorowane przez instytucje oceny ryzyka.



Podsumowanie


Każdy kosmetyk przed pojawieniem się na półkach sklepowych przechodzi przez szereg testów i indywidualną ocenę bezpieczeństwa, przeprowadzoną przez wykwalifikowanych ekspertów, dlatego nie powinniśmy mieć obaw co do bezpieczeństwa jakiegokolwiek produktu kosmetycznego. Nie mniej jednak, oczywiste jest, że niektóre składniki mogą nas uczulać lub oddziaływać na naszą skórę drażniąco. Dla jednej skóry zła będzie parafina, dla innej alkohol. Ja również mam swoją czarną listę, której staram się wystrzegać. I większość z nas pewnie ją ma. I jest to normalne. Jednak nie możemy popadać w paranoję i unikać jak ognia wszelkich produktów ze składnikami owianymi "gorszą sławą", gdyż mogłoby się okazać, że jeszcze nie wyprodukowano dla mnie kosmetyku idealnego. 
Na koniec  jeszcze jeden mit, według którego najlepsze i najbezpieczniejsze są kosmetyki naturalne. Substancje pochodzące tylko i wyłącznie z natury nie są co do zasady bardziej bezpieczne, mniej uczulające, niż substancje syntetyczne. Stosowanie wyłącznie kosmetyków naturalnych przez osoby o cerze wrażliwej nie jest gwarancją, że u tej osoby nie wystąpi reakcja alergiczna. Na przykład 26 potencjalnych alergenów, które należy wykazywać w składzie na opakowaniu kosmetyku to substancje naturalne, które występują w większości naturalnych olejków eterycznych i wyciągów roślinnych. Należy zatem pamiętać, że kosmetyki naturalne również mogą uczulać.
Na koniec mogę Wam polecić bardzo fajną aplikację na telefon Cosmetic Scan na androida, która bardzo szybko przeanalizuje skład za Was. Jedyne co trzeba zrobić to zeskanować kod kreskowy kosmetyku. Jest ona bardzo przydatna w trakcie zakupów, kiedy potrzebujemy szybkiej analizy.


Literatura: kosmopedia.org, cosmeticscan.tech, kosmeter.pl, kosmetologia.com.pl